Try to praise the mutilated world.
Remember June's long days,
and wild strawberries, drops of wine, the dew.
The nettles that methodically overgrow
...
Don't allow the lucid moment to dissolve
Let the radiant thought last in stillness
though the page is almost filled and the flame flickers
We haven't risen yet to the level of ourselves
...
Between the computer, a pencil, and a typewriter
half my day passes. One day it will be half a century.
I live in strange cities and sometimes talk
with strangers about matters strange to me.
...
Always caught up in what they called
the practical side of life
(theory was for Plato),
up to their elbows in furniture, in bedding,
...
Probably I am an ordinary middle-class
believer in individual rights, the word
"freedom" is simple to me, it doesn't mean
the freedom of any class in particular.
...
Vermeer's little girl, now famous
watches me. A pearl watches me.
The lips of Vermeer's little girl
are red, moist, and shining.
...
Without silence there would be no music.
Life paired is doubtless more difficult
than solitary existence -
...
Pokój, w którym pracuję, jest sześcianem
jak kostka do gry.
Jest w nim drewniany stół
o upartej chłopskiej sylwetce,
leniwy fotel i czajniczek do herbaty
z wydętą habsburską wargą.
Z okna widzę kilka chudych drzew
cienkie obłoki i dzieci z przedszkola,
zawsze zadowolone, głośne.
Czasem w oddali błyśnie szyba samochodu
albo, wyżej, srebrna łuska samolotu
Najwyraźniej inni nie tracą czasu
gdy ja pracuję, szukają przygód
na ziemi i w przestworzach.
Pokój, w którym pracuję, to camera obscura.
Czym jednak jest moja praca -
dużo nieruchomego czekania,
przewracania kartek, cierpliwej medytacji
bierności, które nie spodobałyby się
sędziemu o chciwym spojrzeniu
Piszę tak powoli, jakbym miał żyć dwieście lat
Szukam obrazów, których nie ma,
a jeśli są to zwinięte i schowane
jak letnie ubrania w zimie,
gdy mróz kaleczy usta.
Marzę o absolutnym skupieniu; gdybym je znalazł
zapewne przestałbym oddychać
Może to dobrze, że tak niewiele mi się udaje.
Ale przecież słyszę jak gwiżdże pierwszy śnieg,
słyszę delikatną melodię światła dziennego
i groźny pomruk wielkiego miasta.
Piję z małego źródła,
moje pragnienie jest większe niż ocean.
...
Das Zimmer, in dem ich arbeite, ist sechseckig
wie ein Spielwürfel.
Darin gibt's einen Holztisch
von starrköpfigem bäurischem Umriß,
einen trägen Sessel und ein Teekännchen
mit wulstiger Habsburgischer Lippe.
Durchs Fenster sehe ich ein paar dürre Bäume,
dünne Wolken und Kinder aus der Vorschule,
immer vergnügt, laut.
Manchmal blitzt in der Ferne die Scheibe eines Autos auf
oder, höher, die Silberschuppe eines Flugzeugs.
Andere vergeuden offensichtlich nicht ihre Zeit,
während ich arbeite, suchen sie Abenteuer
auf der Erde und im All.
Das Zimmer, in dem ich arbeite, ist eine camera obscura.
Was aber ist meine Arbeit -
lange reglos warten,
Zettel wenden, geduldig meditieren, eine
Passivität, die dem Richter mit gierigem Blick
nicht gefallen würde.
Ich schreibe so langsam, als hätte ich zweihundert Jahre zu leben.
Ich suche Bilder, die es nicht gibt,
und wenn es sie gibt, dann zusammengerollt und versteckt
wie der Sommeranzug im Winter,
wenn Frost den Mund verletzt.
Ich träume von absoluter Konzentration; fände ich sie,
hörte ich wohl auf zu atmen.
Vielleicht ist es gut, daß mir so wenig gelingt.
Aber ich höre doch, wie der erste Schnee pfeift,
höre die sanfte Melodie des Tageslichts
und das bedrohliche Grollen der großen Stadt.
Ich trinke aus kleiner Quelle,
mein Durst ist größer als der Ozean
...
To były długie popołudnia, kiedy opuszczała mnie poezja.
Cierpliwie płynęła rzeka, pchając do morza leniwe barki.
To były długie popołudnia, wybrzeże kości słoniowej.
Cienie leżały w ulicach, wystawy były pełne dumnych manekinów,
patrzących mi w oczy zaczepnie, śmiało.
Z liceów wychodzili profesorowie i mieli puste twarze,
tak jakby Homer pokonał ich, upokorzył, zabił.
Gazety wieczorne przynosiły niepokojące wiadomości,
ale nic się nie zmieniało, nikt nie przyśpieszał kroku.
W oknach nie było nikogo, nie było ciebie,
i nawet zakonnice zdawały się wstydzić życia.
To były długie popołudnia, kiedy znikała poezja
i zostawałem sam z nieprzejrzystym molochem miasta
jak ubogi podróżny, stojący przed Gare du Nord
ze zbyt ciężką, przewiązaną sznurem walizką,
na którą pada czarny deszcz, czarny deszcz września.
O, powiedz, jak uleczyć się z ironii, ze spojrzenia,
które widzi, ale nie przenika; powiedz, jak uleczyć się
z milczenia.
...